30.04.2012, 16:39
No to tak, ja też od czasu do czasu śpię i miewam sny, zaciekawił mnie ostatnio jeden i wstawiam.
To jedziemy:
22.04.2012
Z początku jestem na małym mostku w swojej miejscowości, jest noc a dookoła mnie jakaś dzieciarnia. Jeden z nich zaczyna wypytywać mnie o różne rzeczy, a ja dla jaj odpowiadam tylko gestami. W końcu zapytał mnie skąd jestem, a ja tylko ręką pokazałem na niebo. On pyta czy jestem z kosmosu, a ja kiwam głową że tak. Następnie podeszliśmy do studzienki zaczopowanej prętami żebrowanymi, w której coś się paliło i wydobywał się ogień. Po chwili studzienka zaczęła coraz mocniej buzować i wydobywało się więcej ognia i coraz gorętszego. Zacząłem uciekać w stronę osiedla szkolnego, uciekłem za taki jakiś stary zamek, który stał w miejscu gdzie normalnie stoi szkoła. Co jeszcze dziwniejsze trafiłem nad jakieś jezioro z piaszczystą plażą, którego normalnie też tam nie ma. Na piachu było pełno skorpionów, spotkałem tu też paru znajomych w tym kuzyna, pytali się co tu robię i mówili żebyśmy podeszli bliżej pożaru, bo tam lepiej widać. Kiedy podeszliśmy, na miejscu studzienki stał już mały wybuchający wulkanik, a lawa zalewała całe osiedle, w tym ten stary ceglany zamek. W którym okazało się że mam mieszkanie, ale ono na szczęście było na piętrze, które nie paliło się a jedynie było tam gorąco No i ze znajomymi biegaliśmy po zamkowym podwórku unikając lawy. Ja wrzucałem do niej byle deski, gałęzie i śmieci jakie znalazłem po drodze, bo się fajnie paliły . Znajomi natomiast w pośpiechu popędzali mnie żebym się nie bawił tylko uciekał. No i w pewnym momencie biegnąc przez pewne wejście nie sposób było lawy ominąć. Znajomi jakimś cudem przebiegli przez nią, bo byli w klapkach, natomiast ja byłem boso, więc mnie przenieśli jak wór kartofli. Potem znowu wrzucałem do lawy różne śmieci jakie tylko zebrałem, żeby się paliły. Ktoś z ludzi wokół miał problemy do mnie że tak te śmieci wrzucam, to mu pogroziłem że zaraz sam może w tej lawie wylądować bo z pewnością fajniej się będzie palił niż te śmieci . Następnie pobiegłem do swojego mieszkania w budynku na piętrze, gdzie co dziwne wszystko było drewniane i nie paliło się, a jedynie było przyjemnie gorąco, i różni ludzie sąsiedzi biegali i patrzyli co się dzieje.
Zmiana sceny. Prowadzę jakąś walkę powietrzną nad Krymem, pilotuję myśliwca prawdopodobnie Su-27 i ścigam Miga-29, pomalowanego w szare łaty i próbuję go zestrzelić z działka. Po pewnym czasie pościgu rozwaliłem mu lewy silnik, który zaczął dymić na czarno. Pilot się katapultował. Ja natomiast stwierdziłem że postrzelam sobie jeszcze do spadającego samolotu i z działka posiekałem go na drobne.
To jedziemy:
22.04.2012
Z początku jestem na małym mostku w swojej miejscowości, jest noc a dookoła mnie jakaś dzieciarnia. Jeden z nich zaczyna wypytywać mnie o różne rzeczy, a ja dla jaj odpowiadam tylko gestami. W końcu zapytał mnie skąd jestem, a ja tylko ręką pokazałem na niebo. On pyta czy jestem z kosmosu, a ja kiwam głową że tak. Następnie podeszliśmy do studzienki zaczopowanej prętami żebrowanymi, w której coś się paliło i wydobywał się ogień. Po chwili studzienka zaczęła coraz mocniej buzować i wydobywało się więcej ognia i coraz gorętszego. Zacząłem uciekać w stronę osiedla szkolnego, uciekłem za taki jakiś stary zamek, który stał w miejscu gdzie normalnie stoi szkoła. Co jeszcze dziwniejsze trafiłem nad jakieś jezioro z piaszczystą plażą, którego normalnie też tam nie ma. Na piachu było pełno skorpionów, spotkałem tu też paru znajomych w tym kuzyna, pytali się co tu robię i mówili żebyśmy podeszli bliżej pożaru, bo tam lepiej widać. Kiedy podeszliśmy, na miejscu studzienki stał już mały wybuchający wulkanik, a lawa zalewała całe osiedle, w tym ten stary ceglany zamek. W którym okazało się że mam mieszkanie, ale ono na szczęście było na piętrze, które nie paliło się a jedynie było tam gorąco No i ze znajomymi biegaliśmy po zamkowym podwórku unikając lawy. Ja wrzucałem do niej byle deski, gałęzie i śmieci jakie znalazłem po drodze, bo się fajnie paliły . Znajomi natomiast w pośpiechu popędzali mnie żebym się nie bawił tylko uciekał. No i w pewnym momencie biegnąc przez pewne wejście nie sposób było lawy ominąć. Znajomi jakimś cudem przebiegli przez nią, bo byli w klapkach, natomiast ja byłem boso, więc mnie przenieśli jak wór kartofli. Potem znowu wrzucałem do lawy różne śmieci jakie tylko zebrałem, żeby się paliły. Ktoś z ludzi wokół miał problemy do mnie że tak te śmieci wrzucam, to mu pogroziłem że zaraz sam może w tej lawie wylądować bo z pewnością fajniej się będzie palił niż te śmieci . Następnie pobiegłem do swojego mieszkania w budynku na piętrze, gdzie co dziwne wszystko było drewniane i nie paliło się, a jedynie było przyjemnie gorąco, i różni ludzie sąsiedzi biegali i patrzyli co się dzieje.
Zmiana sceny. Prowadzę jakąś walkę powietrzną nad Krymem, pilotuję myśliwca prawdopodobnie Su-27 i ścigam Miga-29, pomalowanego w szare łaty i próbuję go zestrzelić z działka. Po pewnym czasie pościgu rozwaliłem mu lewy silnik, który zaczął dymić na czarno. Pilot się katapultował. Ja natomiast stwierdziłem że postrzelam sobie jeszcze do spadającego samolotu i z działka posiekałem go na drobne.
AVE JA!