16.02.2017, 17:01
Witam! Wiele lat minęło od wydarzenia, o którym chcę napisać, jednak ciągle mnie nurtuje.
Kiedy byłam mała (Max 10 lat, dokładnie nie pamiętam) miała miejsce taka sytuacja.
Siedziałam w poprzek łóżka, oparta o ścianę, zwrócona w stronę drzwi mojego pokoju, czytając książkę. Drzwi owe mają wbudowane charakterystyczne szybki o chropowatej frakturze, przez które nie można wyjrzeć na korytarz, widać natomiast kontury (dokładny ,,cień") kiedy ktoś nim przechodzi (szczególnie dokładnie widoczne są kontury gdy słońce wpada latem przez okno, na przeciwko moich drzwi. Nie chcę się rozwodzić, ale to też jakaś informacja: było lato, wakacje, wczesne popołudnie. Dzień: pora niby nie na opowieści o duchach)
Mój pokój jest niemal na końcu korytarzyka, prostopadle do moich drzwi są jeszcze drzwi prowadzące do pokoju mojej babci. By do niej zajść, trzeba przejść przed moim pokojem.
Czytałam książkę (nie pamiętam co, ale na pewno nic o duchach, żadna fantastyka, jestem w 100% pewna że to nie moja bujna wyobraźnia wywołana lekturą) i nagle uniosłam wzrok na drzwi. Zdębiałam przerażona.
Widziałam kontury 3 zgarbionych postaci. Nie było to przewidzenie. Kroczek. Po. Kroczku. Przesuwały się. Do pokoju mojej babci (której całe szczęście nie było w domu, była na podwórku.). Zniknęły ostatatecznie, wychodząc z pola ,,widzenia". Siedziałam wciąż przerażona, starając się uspokoić, mówiąc sobie że to nie możliwe, muszą to być jakieś złudy. I po paru minutach... Znów. Krok. Po. Kroku. W drugą stronę, wychodząc z pokoju mojej babci, idąc diabelnie powoli korytarzem. Di Te same sylwetki 3 garbatych, niskich postaci, znów przeszły tym razem w drugą stronę i zniknęły z pola widzenia. W pewnym momencie zauważyłam ruch głową środkowej z nich, mogła spojrzeć równie dobrze w stronę okna, ale wydaje mi się że wiedziały że jestem w tym pokoju
Gdy zniknęły, po jakimś czasie odważyłam się wyjrzeć. Zdołałam tylko rozejrzeć się po korytarzu, stojąc wciąż w ,,bezpiecznym" pokoju, wskoczyłam do pokoju mojej babci, rozejrzałam się na sztywnych nogach i dałam dyla z powrotem do pokoju, gdzie oparta plecami o drzwi czekałam aż do przyjazdu mamy z miasta (byłam w tedy sama w domu).
Przez wiele lat bałam się w ogóle o tym opowiadać. Raz, że znam swoją rodzinę i śmiali by się że na pewno mi się wydawało, że to gra świateł czy czegoś, dwa, bałam się paranoicznie, że gdy opowiem o tym, postaci wrócą, gdy babcia będzie w pokoju.
Dodam jeszcze; to na pewno nie byli złodzieje, albo niespodziewani goście ;P Dodatkowo: podłoga na tym korytarzu normalnie skrzypi, gdy się chodzi, gdy to się działo, cisza była absolutna.
Niby nic. Nic się nie stało nikomu, nigdy więcej tego nie widziałam (i dobrze, i nigdy więcej nie siedziałam przodem do drzwi : )
Jednak nurtuje mnie, czym mogły być te trzy garbate, niskie postaci.
Nasz dom został wybudowany 20 lat temu, nikt przed nami w nim nie mieszkał. Z tego co mi wiadomo nigdy nie było cmentarza w tym miejscu (cmentarz przedwojenny jest, ale zupełnie gdzie indziej w miejscowości). Wcześniej były tu tylko pola i bagna.
Jakieś pomysły?
Kiedy byłam mała (Max 10 lat, dokładnie nie pamiętam) miała miejsce taka sytuacja.
Siedziałam w poprzek łóżka, oparta o ścianę, zwrócona w stronę drzwi mojego pokoju, czytając książkę. Drzwi owe mają wbudowane charakterystyczne szybki o chropowatej frakturze, przez które nie można wyjrzeć na korytarz, widać natomiast kontury (dokładny ,,cień") kiedy ktoś nim przechodzi (szczególnie dokładnie widoczne są kontury gdy słońce wpada latem przez okno, na przeciwko moich drzwi. Nie chcę się rozwodzić, ale to też jakaś informacja: było lato, wakacje, wczesne popołudnie. Dzień: pora niby nie na opowieści o duchach)
Mój pokój jest niemal na końcu korytarzyka, prostopadle do moich drzwi są jeszcze drzwi prowadzące do pokoju mojej babci. By do niej zajść, trzeba przejść przed moim pokojem.
Czytałam książkę (nie pamiętam co, ale na pewno nic o duchach, żadna fantastyka, jestem w 100% pewna że to nie moja bujna wyobraźnia wywołana lekturą) i nagle uniosłam wzrok na drzwi. Zdębiałam przerażona.
Widziałam kontury 3 zgarbionych postaci. Nie było to przewidzenie. Kroczek. Po. Kroczku. Przesuwały się. Do pokoju mojej babci (której całe szczęście nie było w domu, była na podwórku.). Zniknęły ostatatecznie, wychodząc z pola ,,widzenia". Siedziałam wciąż przerażona, starając się uspokoić, mówiąc sobie że to nie możliwe, muszą to być jakieś złudy. I po paru minutach... Znów. Krok. Po. Kroku. W drugą stronę, wychodząc z pokoju mojej babci, idąc diabelnie powoli korytarzem. Di Te same sylwetki 3 garbatych, niskich postaci, znów przeszły tym razem w drugą stronę i zniknęły z pola widzenia. W pewnym momencie zauważyłam ruch głową środkowej z nich, mogła spojrzeć równie dobrze w stronę okna, ale wydaje mi się że wiedziały że jestem w tym pokoju
Gdy zniknęły, po jakimś czasie odważyłam się wyjrzeć. Zdołałam tylko rozejrzeć się po korytarzu, stojąc wciąż w ,,bezpiecznym" pokoju, wskoczyłam do pokoju mojej babci, rozejrzałam się na sztywnych nogach i dałam dyla z powrotem do pokoju, gdzie oparta plecami o drzwi czekałam aż do przyjazdu mamy z miasta (byłam w tedy sama w domu).
Przez wiele lat bałam się w ogóle o tym opowiadać. Raz, że znam swoją rodzinę i śmiali by się że na pewno mi się wydawało, że to gra świateł czy czegoś, dwa, bałam się paranoicznie, że gdy opowiem o tym, postaci wrócą, gdy babcia będzie w pokoju.
Dodam jeszcze; to na pewno nie byli złodzieje, albo niespodziewani goście ;P Dodatkowo: podłoga na tym korytarzu normalnie skrzypi, gdy się chodzi, gdy to się działo, cisza była absolutna.
Niby nic. Nic się nie stało nikomu, nigdy więcej tego nie widziałam (i dobrze, i nigdy więcej nie siedziałam przodem do drzwi : )
Jednak nurtuje mnie, czym mogły być te trzy garbate, niskie postaci.
Nasz dom został wybudowany 20 lat temu, nikt przed nami w nim nie mieszkał. Z tego co mi wiadomo nigdy nie było cmentarza w tym miejscu (cmentarz przedwojenny jest, ale zupełnie gdzie indziej w miejscowości). Wcześniej były tu tylko pola i bagna.
Jakieś pomysły?