ParaMythology

Pełna wersja: Legendy Pałuckie "Jezioro nieszczęśliwych kochanków"
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Jezioro nieszczęśliwych kochanków




Przy drodze niedaleko Wójcina w głębokim kotle polodowcowym znajduje się małe jeziorko, z którym związana jest legenda o tragicznej śmierci dwojga nieszczęśliwych kochanków. Przed wiekami w miejscu, gdzie obecnie znajduje się jezioro, stał wspaniały zamek, którego właścicielką była starzejąca się wdowa. Jedyną radością bogatej pani zamku była jej piękna córka Honorata. Wychowywała więc swoją jedynaczkę w dostatku i poszanowaniu tradycji rodowej. Życie ich obu było przykładne i szczęśliwe. Pewnego razu matka zabrała dorastającą już córkę na przyjęcie do swej krewnej. Los chciał, że na przyjęciu tym był także młody, przystojny kmieć Sławomir. Od pierwszego wejrzenia między młodymi zrodziła się głęboka miłość. Postanowili dalsze swoje losy dzielić wspólnie, mimo dużej różnicy stanów i majątku.

Bowiem Sławomir, w przeciwieństwie do Honoraty, wywodził się ze stanu kmiecego i był ubogi. Wydawało się, że w ich szczerej i gorącej miłości różnice te nie będą przeszkodą. Stało się jednak inaczej. Honorata zwierzyła się ze swego uczucia matce, która z powodu dumy rodowej, przyjęła to z oburzeniem. Surowo zabroniła córce spotkań z ubogim Sławomirem niskiego stanu. Posłuszna matce Honorata wszelkimi sposobami, na przekór sobie, starała się zapomnieć o ukochanym. Zmizerniała i posmutniała. Minęło wiele tygodni, długich tygodni, a postać ukochanego wciąż jawiła się jej przed oczami. Najdziwniejsze było to, że miłość zamiast wygasać z upływem czasu, stawała się coraz gorętsza. Trawiona tęsknotą Honorata zaczęła po kryjomu, omijając zakaz matki, spotykać się ze Sławomirem. Nie nastręczało jej to wiele trudności. Dzięki pomocy współczujących jej i zaufanych sług wymykała się do pobliskiego lasu, aby tam - choć na krótko - spotkać się z ukochanym. Stanowcza i niewyrozumiała matka ciągle pilnowała córkę. Na niewiele się to jednak zdało. Gorąca miłość młodych potrafiła ominąć każdą przeszkodę. Pewnego razu, w lipcowy poranek, powiadomiono wdowę, że jej krewna nagle bardzo poważnie zachorowała. Matka, po udzieleniu stanowczych przestróg, pozostawiła córkę samą w zamku, udając się do chorej. Dla zakochanych nadeszła nareszcie długo oczekiwana chwila. Sławomir, powiadomiony o nieobecności srogiej wdowy, przybył do zamku. Młodzi nie musieli się nawet kryć przed służbą, która o wszystkim wiedziała i sprzyjała zakochanej parze. Po południu oboje wybrali się na spacer do przyległego do zamku parku, który za wzgórzem łączył się z prastarym lasem. Był piękny, słoneczny dzień. Wokół pachniało kwiatami. Cała przyroda zdawała się radować szczęściem Honoraty i Sławomira. Minęło wiele godzin, a młodzi wciąż mieli sobie dużo do powiedzenia. Nie zauważyli nawet, że niebo pokryły ciemne burzowe chmury, zapowiadające ulewę.

W tym samym czasie matka Honoraty, przebywająca u chorej krewnej, przygotowywała się już do powrotu. Chciała bowiem zdążyć jeszcze przed burzą. Toteż zupełnie niespodziewanie na drodze od Ostrowiec zadudniły koła powózki z powracającą wdową. Słysząc to służba wpadła w przerażenie. Wiedziała bowiem, jaki gniew pani wywoła nieobecność jej córki w zamku. Natychmiast wysłano chyżego Jasia, aby szybko powiadomił niczego niespodziewającą się Honoratę o powrocie matki. Czasu było mało, za mało. Gdy powózka zajechała na dziedziniec, wdowa zaczęła pytać podniesionym głosem: - Gdzie jest Honorata? Dlaczego nie wyszła mi na spotkanie? Ujrzawszy przerażenie służby, domyśliła się wszystkiego. Wpadła w straszny gniew. Krzyczała, nakazując natychmiast sprowadzić córkę. Wystraszona służba nie ruszyła się z miejsca. Wywołało to kolejny wybuch strofowania i złorzeczenia.

- O niewdzięcznico, bądź przeklęta! - krzyczała jak opętana. - Abyś, gdziekolwiek się teraz znajdujesz, zapadła się na samo dno piekieł! Ledwie skończyła złorzeczyć - straszny huk przeszył powietrze, a cały zamek zachwiał się w posadach. Równocześnie dał się słyszeć rozpaczliwy krzyk córki, która w tym momencie w pośpiechu przekraczała próg zamku od tylnej strony. Wszystkich ogarnęło śmiertelne przerażenie. Zamek zaczął się zapadać. W wyniku przekleństwa opętanej wprost dumą rodową kobiety ziemia pochłonęła wszystkich: nieżyczliwą matkę, niewinną córkę i całą służbę. I tak na miejscu, gdzie stał wspaniały zamek - pod wpływem wypowiedzianych w gniewie słów - powstało tajemnicze jezioro, z głębi którego i dziś podobno dochodzą w upalne lipcowe dni słowa przekleństwa wdowy i okrzyk przerażenia dziewczyny.