ParaMythology

Pełna wersja: Zniknięcia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ludzie, zwierzęta i przedmioty, które znikają i znów pojawiają się w nieprawdopodobnych miejscach od wieków stanowią podstawę do tworzenia bajek ludowych. Słowo teleportacja jako pierwszy użył Charles Fort. Nazwał nim proces, w czasie którego przedmioty przemieszczają się lub przechodzą w inną formę istnienia za pomocą sił nieznanego pochodzenia. Te siły przypisywane są w zależności od wiary i osobowości człowieka. Jedni przypisują je Bogu, inni szatanowi, a jeszcze inni duchom, czarownicom, wróżkom albo istotom pozaziemskim.

[Obrazek: 98000320.jpg]

Zgodnie z wiarą spirytystów jakaś siła może poruszać przedmioty, a ciała stałe mogą przy udziale duchów się dematerializować, by później wrócić do pierwotnej postaci. White Hawk, "Władca Duchów", twierdzi, że dokonuje tego w następujący sposób: "Tak długo przyspieszam wibrację atomów w kamieniu albo innym przedmiocie, dopóki się nie rozpadnie. Następnie zwalniam wibrację tak długo, aż znów stanie się stałym."

Według spirytystów większość śmiertelników nie dysponuje jednak taką zdolnością. Spirytyści uzasadniają to tym, że "inni nie widzą drugiej strony rzeczywistości". Według nich świat jest "gęstą", powoli wibrującą materią, podczas gdy świat duchowy jest materią "wysubtelnioną", która dla fizycznego postrzegania człowieka jakoby wibruje zbyt szybko. Według nich "przyspieszenia" lub "zwolnienie" wibracji przenosi człowieka do innej rzeczywistości lub do innego wymiaru, poziomu itp.

W roku 1665 pewien człowiek wybrał się w podróż służbową do indyjskiego Goa i nagle znalazł się w swej ojczyźnie w Portugalii. Jego nieoczekiwany i zaskakujący powrót obserwowała wystarczająca ilość świadków, aby dosięgła go inkwizycja i kazała spalić na stosie pod zarzutem "czarownik".
Inni zniknęli na wieki.

[Obrazek: 84170156.jpg]

19.11.1809 roku Benjamin Bathurst, pracownik brytyjskiego przedstawicielstwa handlowego, chciał wsiąść do powozu, by pojechać na przyjęcie w okolicy Berlina. Kiedy zrobił pierwszy krok zniknął na zawsze.

W lipcu 1900 roku Sherman Church w Agusta Mill przy jeziorze Michigan wbiegł do warsztatu tkackiego. Nigdy więcej go nie widziano.

W roku 1974 zniknęły z farmy koło Manchesteru prosięta, barany i cielęta.

Były również przypadki, w których ofiary zniknęły, ale później wróciły.

W latach osiemdziesiątych XIX wieku we wschodnim Londynie zniknęło wiele osób. Ten przypadek stał się znany pod nazwą "zniknięcia w West Ham". Jedną z pierwszych ofiar była mała Eliza Carter. Zniknęła z domu i potem znów się pojawiła na ulicy i rozmawiała z koleżankami ze szkoły, które próbowały ją przekonać, aby wróciła z powrotem do rodziny. Odpowiedziała: "To niemożliwe. Oni mnie nie puszczą". Potem widywano ją ją jeszcze przez kilka dni w okolicy West Ham i w końcu zniknęła bez śladu.

Podobny przypadek spotkał Jerrego Unwina, żołnierza armii USA. Zniknął, znów się pojawił, znowu zniknął, a przed swym definitywnym zniknięciem 1.08.1959 roku pojawił się po raz ostatni. Swoją "nieobecność" uważał za przyjemne przeżycie.

Najdziwniejszym i zarazem pełnym sprzeczności jest przypadek "eksperymentu filadelfijskiego". Według pewnych informacji w roku 1943 doszło do strasznego eksperymentu, w czasie którego próbowano uczynić niewidzialnym statek z całą załogą. Nie było to doświadczenie parapsychiczne, ale ściśle tajna próba marynarki wojennej USA. Według książki Charlesa Berlitza i Williama Moore'a Eksperyment filadelfijski (The Philadelphia Experiment, 1979) wszyscy, którzy doświadczenie przeżyli, zostali zobowiązani do milczenia. Nieszczęśnicy żyją od tej pory w stresie. Urzędy ponoć stale grążą im nowymi i straszniejszymi karami, jeżeli odważą się mówić o doświadczeniu.

[Obrazek: usseldridge.jpg]

Polegało ono na tym, że w stoczni filadelfijskiej utworzono wokół statku wojennego Eldridge pole siłowe. Członkowie załogi mogli się nawzajem widzieć, ale z zewnątrz przez pole siłowe było widać tylko mgliste zarysy statku i ludzi. Okryci jakby mgłą najpierw wibrowali, a potem znów przybrali normalną postać i gęstość. Według świadectw naocznych świadków, uczestnicy doświadczenia przeszli przez okropne męki.
Niektórzy stali się ofiarami szczególnie strasznej formy spontanicznego spłonięcia, inni oszaleli, jeszcze inni na jakiś czas stali się mniej czy więcej przejrzyści. Kilku w czasie eksperymentu zmarło.

Jeden z naocznych świadków widział wydarzenia z bliska. Podobno nawet włożył rękę do pola siłowego.

Marynarka wojenna USA zaprzecza przeprowadzania tego eksperymentu. Cała historia jest jednak zbyt przekonywująca, aby ją całkowicie odrzucić. Jeżeli "projekt niewidzialności" był rzeczywiście realizowany, należy do dziedziny historii nauki. Jednak w porównaniu z naturalnymi zniknięciami był bardzo niezręczny i niebezpieczny. Ale dowody, które potrafią przedstawić Berlitz i Moore są nie do utrzymania przy powyższej analizie. Zdarzenie to mogło mieć miejsce, jednak do dzisiaj nie mamy niepodważalnych dowodów.