ParaMythology

Pełna wersja: Młynarzowa - szpital w Ameryce pod Olsztynkiem
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Chciałam Wam opowiedzieć pewną miejscową legendę, którą usłyszałam będąc nie raz i nie dwa w szpitalu dla dzieci i młodzieży w Ameryce pod Olsztynkiem w województwie warmińsko-mazurskim. Obecnie ma ona bardzo wiele wersji. Wiadomo - każdy młody pacjent często dołoży coś od siebie, byleby wzmocnić efekt i bardziej przestraszyć słuchaczy.

Kiedyś szpital wyglądał tak:
[Obrazek: 135758.jpg]

Wyremontowany obecnie z kolei wygląda tak:
[Obrazek: Szpital_2.jpg]

Atutem placówki jest doskonałe położenie w kompleksie leśnym o unikalnym mikroklimacie, którego walory lecznicze potwierdzają badania naukowe i blisko 100-letnia tradycja.

Już za pierwszym razem, gdy w wieku około 12-13 lat pojechałam tam się leczyć dzieci, z którymi byłam w pokoju opowiedziały mi ciekawą opowieść. Podobno za czasów wojny, nim budynek szpitala został wyremontowany skryła się w jego murach młynarzowa wraz z dwoma córkami, które zachorowały na cholerę. Dziewczynki miały podobno leżeć właśnie w tym pokoju, gdzie wtedy ja nocowałam, lecz każdy kto to opowiada właśnie tak mówi Mruga2 W każdym razie od tego momentu wersje różnią się bardzo.
Jedni mówią, że szpital zaatakowali niemieccy żołnierze zabijając dzieci i niektóre z nich murując w ścianach. Drudzy powiadają, że to młynarzowa zarażając się od chorych zaczęła wariować, aż w końcu własnoręcznie zabiła dziewczynki, zamurowała je w ścianie, a następnie sama się zabiła.
Od tego czasu w nocy ponoć można usłyszeć cichy szloch kobiety, która szuka swoich dzieci. Chodząc po pokojach pochyla się nad łóżkami śpiących dziewczynek sprawdzając, czy to nie jej córeczki. Niekiedy, gdy któraś z małych pacjentek jest podobna do dzieci młynarzowej rano jej łóżko jest puste, a na pościeli leży garść mąki.

Tutaj pozwolę sobie zamieścić wypowiedzi byłych pacjentek, które znalazłam na innym forum:
  • "Ja słyszałam historię, że Młynarzowa mieszkała w lasku obok teraźniejszego szpitala rehabilitacyjnego, a kiedyś był tam zwykły szpital. Miała ona dwójkę dzieci - chłopca i dziewczynkę . No i te dzieci zaczęły chorować, trafiły do tego szpitala i tam zmarły na jakąś tam chorobę. Młynarzowa się załamała, pękło jej serce i zmarła. Każdej nocy o północy staje no górce na przeciwko szpitala i płacze. No i ten płacz słychać (dawniej jak były stare okna i wiatr wiał, to słychać było taki jak by płacz,a to po prostu 'huk' starych okien). No i w lesie nie daleko Ameryki na prawdę są dwa groby Młynarza i Młynarzowej bo widziałam na własne oczy."

A jak było naprawdę?

Najprawdopodobniej na tych terenach toczyła się wojna, a okolicę nawiedzała zakaźna choroba, prawdopodobnie gruźlica. W szpitalu leczone były przede wszystkim dzieci, którymi opiekowała się córka wspomnianej w temacie młynarzowej. Obie mieszkały w młynie nieopodal szpitala. Starsza kobieta posiadała zdeformowaną twarz, nie wiadomo czy to z powodu wieku, choroby czy innych nieznanych przyczyn. Na terenie szpitala była tylko jeden raz, by odwiedzić córkę. Więcej tam się nie pokazała, zabili ją Pruscy żołnierze. Córka młynarzowej pochowała ją jakieś 2-3 kilometry od szpitala, a jej grób zaznaczyła czterema sosnami posadzonymi w kształcie trójkąta. Obecnie są to wysokie drzewa, jednak opiekunowie zabierający pacjentów na spacery po lesie często omijają to miejsce, a jeżeli już przechodzą obok nic nie mówią swoim podopiecznym gdzie zawędrowali.
  • "Jezu... Jakie Wy głupoty piszecie! Znam PRAWDZIWĄ historię od pana Heńka bo też mnie dziewczyny nastraszyły. '
    Podczas II wojny światowej młynarz został zamordowany i młynarzowa zmuszona była wynająć służącą. Miała TYLKO jedną córkę (więc żaden jej syn i córka nie mogą być zamurowani w ścianach szpitala). Niemcy (już po II wojnie) gwałcili "wszystko" co napotkali na swojej drodze (chodzi konkretnie o kobiety). Młynarzowa kazała schować się swojej córce i służącej schować się w piwnicy, a sama została zgwałcona i zabita. Córka młynarzowej wyjechała do Niemczech (młynarz i młynarzowa byli pochodzenia Niemieckiego), służąca została i pracowała w szpitalu - zajmowała się chorymi dziećmi. Córka Młynarzowej wróciła do Ameryki i pochowała swoją matkę zaraz przy młynie. Posadziła wokół grobu Młynarzowej cztery sosny w kształcie kwadratu ( czy tam prostokąta ), żeby łatwo było poznać miejsce pochówku Młynarzowej. Do pana Heńka od grup przysyłała (po wyjeździe do Niemczech) paczki w podziękowaniu za opiekę nad grobem matki.
    Pan Heniek rozmawiał z córką Młynarzowej w 1991 roku. Miałam dowiedzieć się o nazwisko Młynarzowej, ale zapomniałam się spytać.
    Pan Heniek mówił, że jak kiedyś był w nocy przy młynie to w serio było słychać jakby ktoś tam chodził."




Dla zainteresowanych zamieszczam adres strony:
>> LINK <<
Mnie ciekawi dlaczego ominają ? Boją się?
Chodzi tu raczej o to, by nie wzbudzać zbyt wielkiej sensacji wśród dzieci. Jakby nie patrzeć tamtejsi podopieczni są w przedziale wiekowym około 5-17 lat, tak więc gdy taka zgraja zacznie płakać w nocy, bo się boją zasnąć przez z powodu legendy wtedy pielęgniarki i opiekunowie będą mieć ciężki orzech do zgryzienia. Do tego dochodzą telefony od zaniepokojonych rodziców, którym ich własne pociechy płaczą do słuchawki.
No rozumiem. Ale to tylko zwykłe miejsce. MImo że jest tam ten grób, to jakoś zbytnio nie dziwią mnie te 3 drzewa.
Cztery drzewa Mruga2
Jednakże spacery w takie miejsca bardziej rozbudzają wyobraźnię dzieci, a kiedy zobaczą grób w lesie legenda stanie się dla nich bardziej rzeczywista, a Młynarzowa bardziej namacalna i prawdziwa.
Osobiście śmieję się z takich opowieści, jednak młodsze dzieci, szczególnie te, które w szpitalu są pierwszy raz ogromnie to przeżywają.
Dlatego lepiej nie opowiadać młodszym takich opowieści. Potem mogą mieć traume , lub coś. Boją się..