09.03.2013, 08:50
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.03.2013, 08:53 przez muninszaman.)
Dodaję wątek wpisu z mojego bloga, może zainspiruje:
Niekiedy mówi się o czterech cierpieniach: narodzin, choroby, starości i śmierci. Z każdą z tych rzeczy wiąże się ból. Całe nasze życie poddane jest cierpieniu. Przychodzimy na ten świat z bólem i z płaczem i gdy zaczynamy dorastać wiemy, że musimy stąd niedługo odejść.
Życie jest bardzo krótkie. W starości cała przeszłość wydaje się krótką chwilą. Życie wydaje się czymś płochym i ulotnym, jak gra światła i cienia, jak sen i iluzja.
Być może jesteśmy jeszcze młodzi albo odnosimy jakieś sukcesy w świecie zewnętrznym i nie myślimy o śmierci. Intelektualnie wiemy, że będzie miała miejsce. Ale nic sobie z tego nie robimy.
Nie wpływa to na nasze życie. Nie zmienia to naszego sposobu bycia, spędzania wolnego czasu, systemu wartości i osobistych dążeń.
Taki stan nazywa się w bon i zen ignorancją. Człowiek ignoruje fakt zmienności swojego życia i świata. Żyje złudzeniem ich bezwzględnej trwałości. A przecież ciało choruje, starzeje się i umiera. Rozpada się. Wraz z ciałem rozpada się cały świat (jako przedmiot przeżywania) osoby, która go przez nie współtworzyła, doświadczała, kochała i ceniła.
Tak czy inaczej z zewnętrznego punktu widzenia mamy do czynienia z tragedią. Czasu jest coraz mniej. Klepsydra przesypuje piasek naszego życia.
Pojawia się pytanie o mądrość. Nie każdego co prawda ono interesuje. „Skoro powiedziałeś o ignorancji, to powiedz czym jest mądrość”.
Według bon i zen mądrość jest skierowaniem swojej uwagi do swojego wnętrza. Powstają wówczas taki styl bycia i taka hierarchia wartości, które mają za cel i podstawę to, co wewnętrzne. Dlaczego? Ponieważ to, co wewnętrzne, co nazywamy duchem, jaźnią, świadomością jest nieśmiertelne. Jest zupełnie inne niż to, co zewnętrzne.
Temu, co wewnętrzne nie przynależą takie kategorie jak narodziny, choroba, starość i śmierć. Mówiąc o tym, co wewnętrzne nie mówię o „absolucie za chmurami”, ale o naszej prawdziwej naturze.
Tę naturę możemy rozpoznawać poprzez praktykę duchową. Cały bon i cały zen, joga, również huna i inne metody duchowe służą ostatecznie tylko i wyłącznie temu celowi: mają pomóc nam rozpoznać naszą prawdziwą naturę, która nie zna narodzin i śmierci, by się do niej przebudzić. Stąd sanskryckie słowo „buddha”, czyli „przebudzony”.
Gdy poznajemy tę naturę dowiadujemy się, że dusza podlega reinkarnacji, że zamieszkiwaliśmy już wiele ludzkich ciał, że śmierć nie jest końcem, ale tylko etapem cyklu obecnego wcielenia, po którym następuje kolejne. Jak rozpoznajemy? W tak samo naturalny, przysłowiowy sposób, jak to, że ogień jest gorący a woda jest mokra, jak nauka rozpoznała to, że Ziemia kręci się dookoła Słońca. Przecież to takie oczywiste.
Ziemia symbolizuje w tym porównaniu nasze ciało a Słońce duszę. Cykl nocy i dnia to cykl wcielenia. Dzień to życie przed śmiercią, czyli to, które prowadzimy teraz a noc to życie po śmierci. Choć można to rozumieć odwrotnie, jak Platon (który raczej dzielił się poglądami pitagorejskimi, bo daleki był od ujawniania w „Dialogach” tego, co sam uważa), gdy pisał, że życie jest śmiercią a śmierć jest życiem. Śmierć to nie śmierć a życie to nie życie. Jak znak jin-jang.
Pomiędzy wcieleniami istnieje relacja. Możemy rozpoznać swoje poprzednie wcielenia. Teraz, w dobie powszechnej cyfryzacji i komputeryzacji istnieje możliwość przechowania zdjęć, filmów z tego życia, które mogą zostać z łatwością odtworzone w następnym wcieleniu by porównać wygląd i inne cechy, które zewnętrznie wskażą na kontynuację reinkarnacji.
Wśród lamów najważniejszych szkół buddyzmu tybetańskiego (czyli wszystkich poza bon, gdzie nie ma hierarchii reinkarnacyjnej, ale bon jest innym buddyzmem ze względu na nieindyjskie pochodzenie) rozpoznawanie poprzednich wcieleń i pozostawianie informacji o kolejnym, świadomie wybranym odrodzeniu to normalność. Jedną z najbardziej zdumiewających historii powszechnie dostępnych jest biografia obecnego dalajlamy.
Jogini, lamowie, szamani itd. od wieków przypominają sobie swoje poprzednie wcielenia w medytacji. Ta wiedza jest w nas niczym wielki magazyn, który może nam posłużyć do odkrycia wielu istotnie ważnych rzeczy o naszym obecnym życiu i o nas samych.
Ale kiedy żyjemy w ignorancji nawet nie jesteśmy na to otwarci. Co to za pomysł ta „reinkarnacja”? Dziwne, bo starosłowiańskie wierzenia również podpowiadają taką koncepcję. Jeszcze do niedawna ponoć znaleźć można było w Polsce wieś nietkniętą panującą religią (krzyż w Sejmie dowodzi, że jest to nadal panująca religia), gdzie wierzono w „wędrówkę dusz”. W hunie również głosi się o reinkarnacji. W Starożytnej Grecji była to bardzo popularna koncepcja. I w wielu innych miejscach na świecie.
Przypomniałem sobie właśnie, że „Czwarty Wymiar” swego czasu zaproponował mi pisanie esejów na temat reinkarnacji, i noszę się z zamiarem powrotu do tego pomysłu (ostatnio przypomniała mi o nim wewnętrzna wizja, więc chyba to odpowiedni czas). To możliwość napisania czegoś na temat rozwoju duchowego, zainspirowania do medytacji i praktyk duchowych.
Dance Macabre autorstwa Michaela Wolgemuta, 1493
Możesz to uznać albo nie, ale głoszenie i uczenie medytacji jest jak ratowanie ludziom życia, jak rzucanie im koła ratunkowego gdy się topią i wyciąganie ich na brzeg. Bez tego, co daje medytacja nasze życie nie ma głębszego sensu. Zorientowane na zewnątrz jest jak chybienie celu. I nie ma znaczenia ile w tym zewnętrznym świecie uda nam się osiągnąć. Ignorancja wszystko to spowija „gęstym mrokiem”. Jak na fascynującym obrazie „Danse Macabre” Wolgemuta.
Jeżeli naprawdę chcemy zacząć pomagać ludziom i światu, zacznijmy od pomocy sobie w pozbyciu się ignorancji, czyli braku myślenia o śmierci oraz zmienności, nietrwałości wszystkiego, co zewnętrzne i zainteresowania odkryciem swojej prawdziwej natury, czyli samego siebie.
Temu celowi powinniśmy podporządkować wszystkie inne cele. Mądry łucznik zen zawsze celuje w samego siebie. Dopiero wtedy odkryjemy prawdziwy sens i wymiar wszystkiego innego, włącznie z narodzinami, chorobą, starością i śmiercią.
Nieżyjący patriarcha koreańskiego zen Seung Sahn uczył: zadawaj sobie wielkie pytanie „kim jestem?”, zawsze utrzymuj to pytanie. To oznacza być prawdziwym człowiekiem, gdy znasz miejsce, z którego przychodzisz gdy się rodzisz i do którego odchodzisz gdy umierasz (wolny cytat).
Do pozbycia się ignorancji może przysłużyć się sztuka, która uświadamia nam zmienność życia i fakt nadchodzącej śmierci. Bardzo ciekawe i polecenia godne są wiersze młodopolskiego poety Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Oto jeden pt. „Jak dziwnie smutne, posępne, złowieszcze”, do którego refleksyjnego i uważnego przeczytania mocno zachęcam. Dzięki takim wierszom jak ten (a nie pronacjonalistycznej propagandzie poezji w szkołach) człowiek zaczyna rozumieć prawdziwe przeznaczenie i piękno poezji. Że nie jest tym ckliwa sentymentalność romantyczna czy studenckie samouwielbienie, ale sam twardy, surowy niekiedy sens życia.
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Jak dziwnie smutne, posępne, złowieszcze
Jak dziwnie smutne, posępne, złowieszcze
jest to zegaru miarowe stąpanie -
słucham i zimne przejmują mię dreszcze...
Coraz mniej życia, niebytu otchłanie
coraz mi bliższe, śmierci przeraźliwe
groźne widziadło ciśnie mi się w oczy - -
straszno pomyśleć, że ciało, dziś żywe,
niedługo w trumnie robactwo roztoczy.
Okropna wizja!... Naokoło wszyscy
sercu mojemu, duszy mojej bliscy,
w mogiłach swoich tak mi jasno widni,
leżą tam, tacy wstrętni i ohydni!...
Życie podąża do przeklętej mety -
Jak gardzę życiem! W twarz śmierci złowrogą
patrząc, szkieletom zazdroszczę - - szkielety
przynajmniej śnić już o śmierci nie mogą.
muninszaman.blogspot.com
Niekiedy mówi się o czterech cierpieniach: narodzin, choroby, starości i śmierci. Z każdą z tych rzeczy wiąże się ból. Całe nasze życie poddane jest cierpieniu. Przychodzimy na ten świat z bólem i z płaczem i gdy zaczynamy dorastać wiemy, że musimy stąd niedługo odejść.
Życie jest bardzo krótkie. W starości cała przeszłość wydaje się krótką chwilą. Życie wydaje się czymś płochym i ulotnym, jak gra światła i cienia, jak sen i iluzja.
Być może jesteśmy jeszcze młodzi albo odnosimy jakieś sukcesy w świecie zewnętrznym i nie myślimy o śmierci. Intelektualnie wiemy, że będzie miała miejsce. Ale nic sobie z tego nie robimy.
Nie wpływa to na nasze życie. Nie zmienia to naszego sposobu bycia, spędzania wolnego czasu, systemu wartości i osobistych dążeń.
Taki stan nazywa się w bon i zen ignorancją. Człowiek ignoruje fakt zmienności swojego życia i świata. Żyje złudzeniem ich bezwzględnej trwałości. A przecież ciało choruje, starzeje się i umiera. Rozpada się. Wraz z ciałem rozpada się cały świat (jako przedmiot przeżywania) osoby, która go przez nie współtworzyła, doświadczała, kochała i ceniła.
Tak czy inaczej z zewnętrznego punktu widzenia mamy do czynienia z tragedią. Czasu jest coraz mniej. Klepsydra przesypuje piasek naszego życia.
Pojawia się pytanie o mądrość. Nie każdego co prawda ono interesuje. „Skoro powiedziałeś o ignorancji, to powiedz czym jest mądrość”.
Według bon i zen mądrość jest skierowaniem swojej uwagi do swojego wnętrza. Powstają wówczas taki styl bycia i taka hierarchia wartości, które mają za cel i podstawę to, co wewnętrzne. Dlaczego? Ponieważ to, co wewnętrzne, co nazywamy duchem, jaźnią, świadomością jest nieśmiertelne. Jest zupełnie inne niż to, co zewnętrzne.
Temu, co wewnętrzne nie przynależą takie kategorie jak narodziny, choroba, starość i śmierć. Mówiąc o tym, co wewnętrzne nie mówię o „absolucie za chmurami”, ale o naszej prawdziwej naturze.
Tę naturę możemy rozpoznawać poprzez praktykę duchową. Cały bon i cały zen, joga, również huna i inne metody duchowe służą ostatecznie tylko i wyłącznie temu celowi: mają pomóc nam rozpoznać naszą prawdziwą naturę, która nie zna narodzin i śmierci, by się do niej przebudzić. Stąd sanskryckie słowo „buddha”, czyli „przebudzony”.
Gdy poznajemy tę naturę dowiadujemy się, że dusza podlega reinkarnacji, że zamieszkiwaliśmy już wiele ludzkich ciał, że śmierć nie jest końcem, ale tylko etapem cyklu obecnego wcielenia, po którym następuje kolejne. Jak rozpoznajemy? W tak samo naturalny, przysłowiowy sposób, jak to, że ogień jest gorący a woda jest mokra, jak nauka rozpoznała to, że Ziemia kręci się dookoła Słońca. Przecież to takie oczywiste.
Ziemia symbolizuje w tym porównaniu nasze ciało a Słońce duszę. Cykl nocy i dnia to cykl wcielenia. Dzień to życie przed śmiercią, czyli to, które prowadzimy teraz a noc to życie po śmierci. Choć można to rozumieć odwrotnie, jak Platon (który raczej dzielił się poglądami pitagorejskimi, bo daleki był od ujawniania w „Dialogach” tego, co sam uważa), gdy pisał, że życie jest śmiercią a śmierć jest życiem. Śmierć to nie śmierć a życie to nie życie. Jak znak jin-jang.
Pomiędzy wcieleniami istnieje relacja. Możemy rozpoznać swoje poprzednie wcielenia. Teraz, w dobie powszechnej cyfryzacji i komputeryzacji istnieje możliwość przechowania zdjęć, filmów z tego życia, które mogą zostać z łatwością odtworzone w następnym wcieleniu by porównać wygląd i inne cechy, które zewnętrznie wskażą na kontynuację reinkarnacji.
Wśród lamów najważniejszych szkół buddyzmu tybetańskiego (czyli wszystkich poza bon, gdzie nie ma hierarchii reinkarnacyjnej, ale bon jest innym buddyzmem ze względu na nieindyjskie pochodzenie) rozpoznawanie poprzednich wcieleń i pozostawianie informacji o kolejnym, świadomie wybranym odrodzeniu to normalność. Jedną z najbardziej zdumiewających historii powszechnie dostępnych jest biografia obecnego dalajlamy.
Jogini, lamowie, szamani itd. od wieków przypominają sobie swoje poprzednie wcielenia w medytacji. Ta wiedza jest w nas niczym wielki magazyn, który może nam posłużyć do odkrycia wielu istotnie ważnych rzeczy o naszym obecnym życiu i o nas samych.
Ale kiedy żyjemy w ignorancji nawet nie jesteśmy na to otwarci. Co to za pomysł ta „reinkarnacja”? Dziwne, bo starosłowiańskie wierzenia również podpowiadają taką koncepcję. Jeszcze do niedawna ponoć znaleźć można było w Polsce wieś nietkniętą panującą religią (krzyż w Sejmie dowodzi, że jest to nadal panująca religia), gdzie wierzono w „wędrówkę dusz”. W hunie również głosi się o reinkarnacji. W Starożytnej Grecji była to bardzo popularna koncepcja. I w wielu innych miejscach na świecie.
Przypomniałem sobie właśnie, że „Czwarty Wymiar” swego czasu zaproponował mi pisanie esejów na temat reinkarnacji, i noszę się z zamiarem powrotu do tego pomysłu (ostatnio przypomniała mi o nim wewnętrzna wizja, więc chyba to odpowiedni czas). To możliwość napisania czegoś na temat rozwoju duchowego, zainspirowania do medytacji i praktyk duchowych.
Dance Macabre autorstwa Michaela Wolgemuta, 1493
Możesz to uznać albo nie, ale głoszenie i uczenie medytacji jest jak ratowanie ludziom życia, jak rzucanie im koła ratunkowego gdy się topią i wyciąganie ich na brzeg. Bez tego, co daje medytacja nasze życie nie ma głębszego sensu. Zorientowane na zewnątrz jest jak chybienie celu. I nie ma znaczenia ile w tym zewnętrznym świecie uda nam się osiągnąć. Ignorancja wszystko to spowija „gęstym mrokiem”. Jak na fascynującym obrazie „Danse Macabre” Wolgemuta.
Jeżeli naprawdę chcemy zacząć pomagać ludziom i światu, zacznijmy od pomocy sobie w pozbyciu się ignorancji, czyli braku myślenia o śmierci oraz zmienności, nietrwałości wszystkiego, co zewnętrzne i zainteresowania odkryciem swojej prawdziwej natury, czyli samego siebie.
Temu celowi powinniśmy podporządkować wszystkie inne cele. Mądry łucznik zen zawsze celuje w samego siebie. Dopiero wtedy odkryjemy prawdziwy sens i wymiar wszystkiego innego, włącznie z narodzinami, chorobą, starością i śmiercią.
Nieżyjący patriarcha koreańskiego zen Seung Sahn uczył: zadawaj sobie wielkie pytanie „kim jestem?”, zawsze utrzymuj to pytanie. To oznacza być prawdziwym człowiekiem, gdy znasz miejsce, z którego przychodzisz gdy się rodzisz i do którego odchodzisz gdy umierasz (wolny cytat).
Do pozbycia się ignorancji może przysłużyć się sztuka, która uświadamia nam zmienność życia i fakt nadchodzącej śmierci. Bardzo ciekawe i polecenia godne są wiersze młodopolskiego poety Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Oto jeden pt. „Jak dziwnie smutne, posępne, złowieszcze”, do którego refleksyjnego i uważnego przeczytania mocno zachęcam. Dzięki takim wierszom jak ten (a nie pronacjonalistycznej propagandzie poezji w szkołach) człowiek zaczyna rozumieć prawdziwe przeznaczenie i piękno poezji. Że nie jest tym ckliwa sentymentalność romantyczna czy studenckie samouwielbienie, ale sam twardy, surowy niekiedy sens życia.
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Jak dziwnie smutne, posępne, złowieszcze
Jak dziwnie smutne, posępne, złowieszcze
jest to zegaru miarowe stąpanie -
słucham i zimne przejmują mię dreszcze...
Coraz mniej życia, niebytu otchłanie
coraz mi bliższe, śmierci przeraźliwe
groźne widziadło ciśnie mi się w oczy - -
straszno pomyśleć, że ciało, dziś żywe,
niedługo w trumnie robactwo roztoczy.
Okropna wizja!... Naokoło wszyscy
sercu mojemu, duszy mojej bliscy,
w mogiłach swoich tak mi jasno widni,
leżą tam, tacy wstrętni i ohydni!...
Życie podąża do przeklętej mety -
Jak gardzę życiem! W twarz śmierci złowrogą
patrząc, szkieletom zazdroszczę - - szkielety
przynajmniej śnić już o śmierci nie mogą.
muninszaman.blogspot.com
Usługi szamańskie na dystans: uzdrawianie, jasnowidzenie, oczyszczanie, ceremonie haipule (pieniądze, miłość, zdrowie, rodzina, duchowość), warsztaty szamańskie: muninszaman.blogspot.com