20.08.2012, 19:14
"Nieprawdziwa prawda, niesłyszalny dźwięk, zniewolona
wolność a świat rzeczywisty"
"Nie nauczono nas za młodu, aby iść tam, gdzie naprawdę mamy ochotę i czynić tylko to, co sprawia radość. Nie nauczono nas mierzyć życie własną miarą, więc wielu z nas podąża ścieżkami innych ludzi zdobywając szczyty przynależne innym. Szukamy duchowych nauczycieli zapominając, że jedynym mistrzem tej rzeczywistości jesteśmy my sami. Już czas aby się obudzić"- to mówi Runa Sowilo.
Nie ma nic ponad nasze myślenie, nasze czyny, jesteśmy sami sobie wyrocznią i kołem napędowym, sami na ciemnym nieboskłonie, pomimo iż wokół wydają się nam przyświecać drogę miliony gwiazd. Osamotnieni, jednak świadomi- oto cena za możliwość wyjścia poza tłum, masę, której jedynym pragnieniem jest przejść przez swą ścieżkę z zamkniętymi oczyma, otoczeni ludźmi, którzy tworzą sztuczne poczucie bezpieczeństwa. Uciekając poza stereotypy myślenia zaczynamy postrzegać naszą samotność i zaczynamy coraz to umiejętniej kierować naszymi poczynaniami. Świadomość daje nam początek prawdziwego cierpienia, poniekąd nasz ból przeradza się w iście masochistyczne upodobania.
Sztuka, zawsze kojarzyła mi się ze Wszechświatem, jego ogromem i brakiem zrozumienia. Sztuka dawała możność odkrywania samego siebie, w niej to potrafiłem pluskać się godzinami i igrać z jej zawiłością, rzucając owe wytwory na ekran Świadomości... Świadomość, to jak niekończąca się podróż po krainie snów, odrealniona, nienamacalna, wciąż jednak obecna pod naszymi powiekami. Gdy zauważymy w swoich poczynaniach trudności w poruszaniu się pośród stada, masy, zwróćmy swój wzrok pod nasze powieki... nie będziemy potrafili przejść bezpiecznie przez ulicę, ale nocną porą udamy się w kosmiczne przestrzenie wypełnione magią słowa, dźwięku, dotyku, zapachu, ducha.
Moja miłość do ezotoryki to stosunkowo krótka historia, zaledwie parę ziemskich lat. Nie jestem jednak pewien, czy można to mierzyć ludzką miarą- to zdecydowanie inny wymiar, próba wyjścia poza przestrzeń i czas- TIME MACHINES (projekt z linii prostej panów Christoperson'a i Balance'a, jednego z najciekawszych postindustrialnych projektów początku lat 80-tych o efemerycznej nazwie COIL) przeniósł mnie w rejony pozbawione zwykłego pojmowania przysługujących nam przywilejów relatywistycznego porządku naszych poczynań. Długie, zastygłe dźwięki unoszone lekką mgiełką tajemnicy spowodowały, iż lewitowałem tuż przy centrum Księżyca i wokół wewnętrznej osi Słońca. Cztery długie utwory pozbawione tytułów, zaopatrzone jedynie w chemiczne nazwy substancji zażytych podczas kreowania tej orgii antydźwięku (że podam za przykład "7-methox- b-carboline: telepathine", czyli środek, który ułatwia kontakt telepatyczny... niekoniecznie z drugim człowiekiem) są, myślę, wystarczającą rekomendacją dla tych wszystkich, którzy zwiedzali już swe umysły od wewnątrz. COIL w rzeczy samej, to zadeklarowani narkomani, homoseksualiści, ludzie którzy mają problem z usytuowaniem swojej osobowości w rzeczywistym społeczeństwie... czy jednak aby na pewno to RZECZYWISTE jest PRAWDZIWE? Prawda nie zawsze leży po stronie większości. Czy świat przedstawiony w przerażających, gotyckich powieściach Lovecrafta, pełnych istot, które "posiadały kształt, ale nie były zbudowane z materii" musi być po prostu fikcją? Może to nasze, codzienne widzenie jest po prostu projekcją nadumysłu, przebijającego się, wręcz upominającego się o swoje miejsce pośród paranoicznych wizji. Czy obrazy tworzone przez wybitnego adepta magii, Austina Osmana Spare'a, są wyrazem jego stanów utraty kontaktu z rzeczywistością, gdzie medycyna mogłaby zarzucić nas niesamowitą ilością definicji, czy są po prostu umiejętnym przekroczeniem "progu świadomości społecznej"? Ujęcie wielu chwil w jednej, przedstawione w formie widzialnej, w tym przypadku w postaci obrazów Spare'a, nie musi być tylko próbą artystycznego szoku (zresztą te obrazy akurat za życia Austina cieszyły się najmniejszą popularnością, by przeżyć, Spare musiał tworzyć prace "dla zaślepionych" przez materię), być może i co jest wielce prawdopodobne było to wynikiem przekraczania kolejnych bram i niesamowitą umiejętnością zabierania doświadczeń "stamtąd" tu (gdzie "tam" może w rzeczywistości być "tu" i vice versa). Spare, obok Aleister'a Crowley'a, bodajże największego krzewiciela i niestrudzonego wędrowca magicznych rejonów wieku XX, szukał przede wszystkim swojej drogi na trasie Wszechświata. Myślę, że warto zatrzymać się jeszcze na moment przy osobie Austina Osmana Spare'a (1886-1956), dziwacznym samotniku, który jako zdolny artysta zdecydował się jednak na kroczenie ścieżką magii. Już jako nastolatek został wprowadzony w ten światek przez starszą od siebie o kilkadziesiąt lat wiedźmę Patterson, która rzekomo pochodziła z linii prostej od czarownic z Salem. Spare namalował bardzo wiele portretów pani Patterson, a po jej śmierci porozumiewał się z nią za pomocą swoich prac, a także korzystał z jej podobizny do przedstawienia czarownic. Spare wykorzystywał rónież w swoich praktykach energię, jaką niesie ze sobą seksualność człowieka. Może to być oczywiście kojarzone z magiją seksualną Crowley'a, jednakże Spare koncentrował się na nieco odmiennych biegunach. Rysunki Spare'a są natchnione Nową Estetyką, Nową Seksualnością. Od strony artystycznej nie był docenionym twórcą (jako ciekawostkę należy odnotować wernisaż prac Austina, który miał miejsce 9 sierpnia 1999r. w Londynie). Do historii, oczywiście tej hermetycznej, przeszedł jako twórca "magii chaosu" (twórca m.in. magicznych sigili), jako twórca systemu magicznego Zos Kia.
W obliczu tego uciekanie w światy wewnętrzne nie zawsze musi być przejawem schorowanego introwertyzmu. To coś więcej, to duchowe wyzwolenie, swoista anarchia sacrum, uwolnienie na polu pojmowania abstrakcyjnej rzeczywistości. Czym jest w końcu sama magia? Jest namacalna, do zmierzenia, zważenia, sfotografowania? Czy też po prostu jest jedynie wytworem naszej wyobraźni? Idąc dalej, wypadałoby by spytać czym jest wyobraźnia, czym są senne urojenia? Próby odpowiedzi na te pytania spowodować mogą jedynie kolejne zagadnienia do rozpatrzenia, których nie sposób ująć w przeciągu naszej obecności na tym Padole, co dopiero w tym krótkim tekście. Spare jednakże ujął to zwięźle: "Obejmij rzeczywistość wyobraźnią". Zwracając się w stronę tej myśli dostajemy znów więcej niewiadomych, niżeli tuż przed wyruszeniem w poszukiwaniu sensu. Wniosek powinien nasunąć się samoistnie- drogą wieczne szukanie, nie ma końca, czy jest zatem początek? Po skondensowaniu wszystkich możliwych, a raczej małego wycinku istniejących wniosków, sięgając po ezoteryczne dźwięki usłyszymy samych siebie. "Rzeczywistości" generowane przez takie projekty jak MAIN, NOCTURNAL EMISSIONS, ZOVIET FRANCE, czy wspomniany, mistrzowski COIL ze wszystkimi swoimi odłamami, innymi maskami (TIME MACHINES- nota bene inspirowany i określany jako hard core La Monte Young- znany prekursor minimalizmu, czy kolejne ELpH, BLACK LIGHT DISTRICT) nie są łatwe do wgłębienia bez uprzedniego przygotowania naszego umysłu. Szok, jaki może wywołać przeciągły, odpowiednio spreparowany (przy użyciu magii?) dźwięk, często (przynajmniej powinien) przynieść nieodwracalne efekty w naszym widzeniu świata. Znikają bariery, czas, przestrzeń- stają się nieistotne, ich brak nie jest ani przywilejem, ani przeszkodą. Pojawiamy się w innym świecie. "ELpH zaczyna się tam, gdzie nie jesteśmy w stanie rozpoznać naszej osobistej obecności w muzyce"- że przytoczę twierdzenie twórców tegoż ezoterycznego projektu (gra słowna, to następny dowód na to, że z rzeczywistością można igrać w nieskończoność- nazwa ElpH rozkłada się np. na "pH") . Czyżby tu, wraz z wykreowanym instynktownie antydźwiękiem zaczynał się świat duchowej anarchii? O ile ta, przełożona na bardzej ziemskie realia ma raczej małe szanse egzystowania, staje się niemalże utopią w czystej formie, o tyle wewnętrzne próby przedstawienia, uporządkowania świata mają spore szanse na ułożenie w alogiczną (nie oznacza to chaosu w zwyczajowym pojęciu) całość. Prawda nie musi być prawdziwa, dźwięk niekoniecznie musi być słyszalny, zrozumiały, wyrażony w konwencjonalny sposób. Za przykład niech posłuży doświadczenie John'a Cage, przeprowadzone w 1950r. w labolatorium akustycznym Uniwersytetu Harvard, gdzie to twórca zamknął się w kabinie antypogłosowej. Zamiarem było posłuchanie "prawdziwej" ciszy- cóż się okazało? Wciąż były słyszalne szumy o niskiej i wysokiej częstotliwości. Były to dźwięki jego własnego układu krwionośnego i nerwowego. Wolność duchowa w dzisiejszym świecie przyjmuje rzeczywiście często absurdalne formy. Zajawka nowego wieku pojawia się już niemalże wszędzie, zaczynają się podtsępnie wkradać w nasz świat pieniądze, zorganizowane formy osiągania pseudoduchowej ekstazy, nirwany. Uśmiechnięte twarze obiecują nam niesamowite doznania i z tajemniczym uśmieszkiem w kąciku ust zapewniają, że po tygodniowym kursie będziemy potrafili przenosić siłą woli dwutonowe bloki skalne. Jednakże prawda wygląda tak, że poznanie Świata "rzeczywistości niezwykłej" (jak określa ją Carlos Castaneda) jest procesem ciągłym, trwa aż do naszej śmierci- jest to warunek, z którym trzeba się pogodzić, do którego trzeba dotrzeć, by zostać Człowiekiem Wiedzy. Mimo to, świat rzeczywisty (może właśnie powinniśmy zacząć używać tu słowa: urojony?) zdaje się ignorować ten aspekt i wdziera się do naszej intymności sprawdzonymi już metodami. Odwieczna próba trzymania w dybach przybiera nowe formy zakładania kajdan naszej Woli, prawdziwej Woli, która wciąż uśpiona tkwi na dnie, bądź też na nieosiągalnej wyżynie prawdziwego świata- Świadomości. "Czyń swoją Wolę, niechaj będzie całym Prawem" (A. Crowley)- kolejna maksyma, która może być jedynie punktem wyjścia, ponownie dobija się do wrót naszej rzeczywistości. Niech zapłonie prawdziwe Światło w ciemniejącym pokoju, a my udajmy się na wędrówkę po zapomnianych ogrodach.
"Masz stopy w błocie, masz głowę w ciemnościach
Człowieku, jakże żałosny jest twój stan
Drażniony chorobami, po uszy w wątpliwościach
Już nie wiesz, czy być tutaj, czy iść tam
Jak mieć nadzieję w sercu i nie stać w kącie
Gdy nie ma gwiazdy na horyzoncie?!"
("Gwiazda na horyzoncie"A. Crowley)
Arthur Mieczkowski
http://http://www.shiningday.pl/anxious/...php?id=509
wolność a świat rzeczywisty"
"Nie nauczono nas za młodu, aby iść tam, gdzie naprawdę mamy ochotę i czynić tylko to, co sprawia radość. Nie nauczono nas mierzyć życie własną miarą, więc wielu z nas podąża ścieżkami innych ludzi zdobywając szczyty przynależne innym. Szukamy duchowych nauczycieli zapominając, że jedynym mistrzem tej rzeczywistości jesteśmy my sami. Już czas aby się obudzić"- to mówi Runa Sowilo.
Nie ma nic ponad nasze myślenie, nasze czyny, jesteśmy sami sobie wyrocznią i kołem napędowym, sami na ciemnym nieboskłonie, pomimo iż wokół wydają się nam przyświecać drogę miliony gwiazd. Osamotnieni, jednak świadomi- oto cena za możliwość wyjścia poza tłum, masę, której jedynym pragnieniem jest przejść przez swą ścieżkę z zamkniętymi oczyma, otoczeni ludźmi, którzy tworzą sztuczne poczucie bezpieczeństwa. Uciekając poza stereotypy myślenia zaczynamy postrzegać naszą samotność i zaczynamy coraz to umiejętniej kierować naszymi poczynaniami. Świadomość daje nam początek prawdziwego cierpienia, poniekąd nasz ból przeradza się w iście masochistyczne upodobania.
Sztuka, zawsze kojarzyła mi się ze Wszechświatem, jego ogromem i brakiem zrozumienia. Sztuka dawała możność odkrywania samego siebie, w niej to potrafiłem pluskać się godzinami i igrać z jej zawiłością, rzucając owe wytwory na ekran Świadomości... Świadomość, to jak niekończąca się podróż po krainie snów, odrealniona, nienamacalna, wciąż jednak obecna pod naszymi powiekami. Gdy zauważymy w swoich poczynaniach trudności w poruszaniu się pośród stada, masy, zwróćmy swój wzrok pod nasze powieki... nie będziemy potrafili przejść bezpiecznie przez ulicę, ale nocną porą udamy się w kosmiczne przestrzenie wypełnione magią słowa, dźwięku, dotyku, zapachu, ducha.
Moja miłość do ezotoryki to stosunkowo krótka historia, zaledwie parę ziemskich lat. Nie jestem jednak pewien, czy można to mierzyć ludzką miarą- to zdecydowanie inny wymiar, próba wyjścia poza przestrzeń i czas- TIME MACHINES (projekt z linii prostej panów Christoperson'a i Balance'a, jednego z najciekawszych postindustrialnych projektów początku lat 80-tych o efemerycznej nazwie COIL) przeniósł mnie w rejony pozbawione zwykłego pojmowania przysługujących nam przywilejów relatywistycznego porządku naszych poczynań. Długie, zastygłe dźwięki unoszone lekką mgiełką tajemnicy spowodowały, iż lewitowałem tuż przy centrum Księżyca i wokół wewnętrznej osi Słońca. Cztery długie utwory pozbawione tytułów, zaopatrzone jedynie w chemiczne nazwy substancji zażytych podczas kreowania tej orgii antydźwięku (że podam za przykład "7-methox- b-carboline: telepathine", czyli środek, który ułatwia kontakt telepatyczny... niekoniecznie z drugim człowiekiem) są, myślę, wystarczającą rekomendacją dla tych wszystkich, którzy zwiedzali już swe umysły od wewnątrz. COIL w rzeczy samej, to zadeklarowani narkomani, homoseksualiści, ludzie którzy mają problem z usytuowaniem swojej osobowości w rzeczywistym społeczeństwie... czy jednak aby na pewno to RZECZYWISTE jest PRAWDZIWE? Prawda nie zawsze leży po stronie większości. Czy świat przedstawiony w przerażających, gotyckich powieściach Lovecrafta, pełnych istot, które "posiadały kształt, ale nie były zbudowane z materii" musi być po prostu fikcją? Może to nasze, codzienne widzenie jest po prostu projekcją nadumysłu, przebijającego się, wręcz upominającego się o swoje miejsce pośród paranoicznych wizji. Czy obrazy tworzone przez wybitnego adepta magii, Austina Osmana Spare'a, są wyrazem jego stanów utraty kontaktu z rzeczywistością, gdzie medycyna mogłaby zarzucić nas niesamowitą ilością definicji, czy są po prostu umiejętnym przekroczeniem "progu świadomości społecznej"? Ujęcie wielu chwil w jednej, przedstawione w formie widzialnej, w tym przypadku w postaci obrazów Spare'a, nie musi być tylko próbą artystycznego szoku (zresztą te obrazy akurat za życia Austina cieszyły się najmniejszą popularnością, by przeżyć, Spare musiał tworzyć prace "dla zaślepionych" przez materię), być może i co jest wielce prawdopodobne było to wynikiem przekraczania kolejnych bram i niesamowitą umiejętnością zabierania doświadczeń "stamtąd" tu (gdzie "tam" może w rzeczywistości być "tu" i vice versa). Spare, obok Aleister'a Crowley'a, bodajże największego krzewiciela i niestrudzonego wędrowca magicznych rejonów wieku XX, szukał przede wszystkim swojej drogi na trasie Wszechświata. Myślę, że warto zatrzymać się jeszcze na moment przy osobie Austina Osmana Spare'a (1886-1956), dziwacznym samotniku, który jako zdolny artysta zdecydował się jednak na kroczenie ścieżką magii. Już jako nastolatek został wprowadzony w ten światek przez starszą od siebie o kilkadziesiąt lat wiedźmę Patterson, która rzekomo pochodziła z linii prostej od czarownic z Salem. Spare namalował bardzo wiele portretów pani Patterson, a po jej śmierci porozumiewał się z nią za pomocą swoich prac, a także korzystał z jej podobizny do przedstawienia czarownic. Spare wykorzystywał rónież w swoich praktykach energię, jaką niesie ze sobą seksualność człowieka. Może to być oczywiście kojarzone z magiją seksualną Crowley'a, jednakże Spare koncentrował się na nieco odmiennych biegunach. Rysunki Spare'a są natchnione Nową Estetyką, Nową Seksualnością. Od strony artystycznej nie był docenionym twórcą (jako ciekawostkę należy odnotować wernisaż prac Austina, który miał miejsce 9 sierpnia 1999r. w Londynie). Do historii, oczywiście tej hermetycznej, przeszedł jako twórca "magii chaosu" (twórca m.in. magicznych sigili), jako twórca systemu magicznego Zos Kia.
W obliczu tego uciekanie w światy wewnętrzne nie zawsze musi być przejawem schorowanego introwertyzmu. To coś więcej, to duchowe wyzwolenie, swoista anarchia sacrum, uwolnienie na polu pojmowania abstrakcyjnej rzeczywistości. Czym jest w końcu sama magia? Jest namacalna, do zmierzenia, zważenia, sfotografowania? Czy też po prostu jest jedynie wytworem naszej wyobraźni? Idąc dalej, wypadałoby by spytać czym jest wyobraźnia, czym są senne urojenia? Próby odpowiedzi na te pytania spowodować mogą jedynie kolejne zagadnienia do rozpatrzenia, których nie sposób ująć w przeciągu naszej obecności na tym Padole, co dopiero w tym krótkim tekście. Spare jednakże ujął to zwięźle: "Obejmij rzeczywistość wyobraźnią". Zwracając się w stronę tej myśli dostajemy znów więcej niewiadomych, niżeli tuż przed wyruszeniem w poszukiwaniu sensu. Wniosek powinien nasunąć się samoistnie- drogą wieczne szukanie, nie ma końca, czy jest zatem początek? Po skondensowaniu wszystkich możliwych, a raczej małego wycinku istniejących wniosków, sięgając po ezoteryczne dźwięki usłyszymy samych siebie. "Rzeczywistości" generowane przez takie projekty jak MAIN, NOCTURNAL EMISSIONS, ZOVIET FRANCE, czy wspomniany, mistrzowski COIL ze wszystkimi swoimi odłamami, innymi maskami (TIME MACHINES- nota bene inspirowany i określany jako hard core La Monte Young- znany prekursor minimalizmu, czy kolejne ELpH, BLACK LIGHT DISTRICT) nie są łatwe do wgłębienia bez uprzedniego przygotowania naszego umysłu. Szok, jaki może wywołać przeciągły, odpowiednio spreparowany (przy użyciu magii?) dźwięk, często (przynajmniej powinien) przynieść nieodwracalne efekty w naszym widzeniu świata. Znikają bariery, czas, przestrzeń- stają się nieistotne, ich brak nie jest ani przywilejem, ani przeszkodą. Pojawiamy się w innym świecie. "ELpH zaczyna się tam, gdzie nie jesteśmy w stanie rozpoznać naszej osobistej obecności w muzyce"- że przytoczę twierdzenie twórców tegoż ezoterycznego projektu (gra słowna, to następny dowód na to, że z rzeczywistością można igrać w nieskończoność- nazwa ElpH rozkłada się np. na "pH") . Czyżby tu, wraz z wykreowanym instynktownie antydźwiękiem zaczynał się świat duchowej anarchii? O ile ta, przełożona na bardzej ziemskie realia ma raczej małe szanse egzystowania, staje się niemalże utopią w czystej formie, o tyle wewnętrzne próby przedstawienia, uporządkowania świata mają spore szanse na ułożenie w alogiczną (nie oznacza to chaosu w zwyczajowym pojęciu) całość. Prawda nie musi być prawdziwa, dźwięk niekoniecznie musi być słyszalny, zrozumiały, wyrażony w konwencjonalny sposób. Za przykład niech posłuży doświadczenie John'a Cage, przeprowadzone w 1950r. w labolatorium akustycznym Uniwersytetu Harvard, gdzie to twórca zamknął się w kabinie antypogłosowej. Zamiarem było posłuchanie "prawdziwej" ciszy- cóż się okazało? Wciąż były słyszalne szumy o niskiej i wysokiej częstotliwości. Były to dźwięki jego własnego układu krwionośnego i nerwowego. Wolność duchowa w dzisiejszym świecie przyjmuje rzeczywiście często absurdalne formy. Zajawka nowego wieku pojawia się już niemalże wszędzie, zaczynają się podtsępnie wkradać w nasz świat pieniądze, zorganizowane formy osiągania pseudoduchowej ekstazy, nirwany. Uśmiechnięte twarze obiecują nam niesamowite doznania i z tajemniczym uśmieszkiem w kąciku ust zapewniają, że po tygodniowym kursie będziemy potrafili przenosić siłą woli dwutonowe bloki skalne. Jednakże prawda wygląda tak, że poznanie Świata "rzeczywistości niezwykłej" (jak określa ją Carlos Castaneda) jest procesem ciągłym, trwa aż do naszej śmierci- jest to warunek, z którym trzeba się pogodzić, do którego trzeba dotrzeć, by zostać Człowiekiem Wiedzy. Mimo to, świat rzeczywisty (może właśnie powinniśmy zacząć używać tu słowa: urojony?) zdaje się ignorować ten aspekt i wdziera się do naszej intymności sprawdzonymi już metodami. Odwieczna próba trzymania w dybach przybiera nowe formy zakładania kajdan naszej Woli, prawdziwej Woli, która wciąż uśpiona tkwi na dnie, bądź też na nieosiągalnej wyżynie prawdziwego świata- Świadomości. "Czyń swoją Wolę, niechaj będzie całym Prawem" (A. Crowley)- kolejna maksyma, która może być jedynie punktem wyjścia, ponownie dobija się do wrót naszej rzeczywistości. Niech zapłonie prawdziwe Światło w ciemniejącym pokoju, a my udajmy się na wędrówkę po zapomnianych ogrodach.
"Masz stopy w błocie, masz głowę w ciemnościach
Człowieku, jakże żałosny jest twój stan
Drażniony chorobami, po uszy w wątpliwościach
Już nie wiesz, czy być tutaj, czy iść tam
Jak mieć nadzieję w sercu i nie stać w kącie
Gdy nie ma gwiazdy na horyzoncie?!"
("Gwiazda na horyzoncie"A. Crowley)
Arthur Mieczkowski
http://http://www.shiningday.pl/anxious/...php?id=509
Udawaj, że się uda.