04.04.2011, 17:01
Zapewne każdy słyszał o człowieku, który przybiera postać wilka stając się w ten sposób wilkołakiem, ale czy ta zdolność to czasem nie wytwór ludzkiego umysłu?
Pomiędzy rokiem 1520 a 1630 w samej Francji odnotowano ponad trzydzieści tysięcy "dowiedzionych" przypadków wilkołactwa, jednak dokumenty mówią więcej o łowcach niż o oskarżonych. Oskarżeni, których udało się wysłuchać składali różne relacje co do otrzymania swej mocy. Mówili, że zawarli pakt z diabłem, a ten dał im specjalną maść, która powodowała przemianę człowieka. Mówiono też o dziwnym nieznajomym, który zwał siebie Panem Lasu. Pan Lasu obdarowywał płaszczem z wilczej skóry i maścią, która powodowała przemianę.
Wydaje się być oczywiste, że większość z tych ludzi dotknięta była likantropią (wilczym obłędem), chorobliwą iluzją, która przyjmuje u człowieka postać wiary, że staje się on bestią, a często nasila się przy pełni księżyca - tradycyjnym czasie napaści wilkołaków. Tajemnicza maść mogła zawierać substancje halucynogenne, podobnie jak ma się to z bufoteniną, substancją produkowaną przez ropuchy, a która była stosowana przez czarownice i wywoływała uczucie latania. Człowiek wyposażony w wilczą skórę i wysmarowany maścią mógł, cierpiący na likantropię mógł naprawdę myśleć, że jest bestią, a z daleka pewnie taż tak wyglądał.
Również naturę wilkołaków można wyjaśnić przez wściekliznę. Choroba ta przenosi się z wilków na psy, a z psów na człowieka przez ugryzienia. Od lat ugryzienie przez wilkołaka postrzegane było jako powód stawania się wilkołakiem. Wścieklizna powodowała u człowieka szał, człowiek szaleje, a czasami nawet biega na czworakach. Widzimy związek wilkołactwa z wścieklizną.
Amerykański psychoanalityk, dr Nandor Fodor, sądzi, że likantropia jest "mechanizmem parapsychicznym", który można wykryć w snach, zwłaszcza przedstawiających transformację, gwałtowny przelew krwi i oczywiście wilki.
Dzisiejsze nauki jednak nie są w stanie wyjaśnić tego, że ranny wilkołak po zranieniu wracał do siedzib ludzkich i na oczach wszystkich przyjmował ludzką postać, a rana pozostawała na tym samym miejscu co u wilkołaka.
Czy zatem nie jest to tylko wyobraźnia "naćpanego" człowieka? A może bywały przypadki prawdziwych wilkołaków, które zmieszały się z przypadkami działania substancji halucynogennych?
Pomiędzy rokiem 1520 a 1630 w samej Francji odnotowano ponad trzydzieści tysięcy "dowiedzionych" przypadków wilkołactwa, jednak dokumenty mówią więcej o łowcach niż o oskarżonych. Oskarżeni, których udało się wysłuchać składali różne relacje co do otrzymania swej mocy. Mówili, że zawarli pakt z diabłem, a ten dał im specjalną maść, która powodowała przemianę człowieka. Mówiono też o dziwnym nieznajomym, który zwał siebie Panem Lasu. Pan Lasu obdarowywał płaszczem z wilczej skóry i maścią, która powodowała przemianę.
Wydaje się być oczywiste, że większość z tych ludzi dotknięta była likantropią (wilczym obłędem), chorobliwą iluzją, która przyjmuje u człowieka postać wiary, że staje się on bestią, a często nasila się przy pełni księżyca - tradycyjnym czasie napaści wilkołaków. Tajemnicza maść mogła zawierać substancje halucynogenne, podobnie jak ma się to z bufoteniną, substancją produkowaną przez ropuchy, a która była stosowana przez czarownice i wywoływała uczucie latania. Człowiek wyposażony w wilczą skórę i wysmarowany maścią mógł, cierpiący na likantropię mógł naprawdę myśleć, że jest bestią, a z daleka pewnie taż tak wyglądał.
Również naturę wilkołaków można wyjaśnić przez wściekliznę. Choroba ta przenosi się z wilków na psy, a z psów na człowieka przez ugryzienia. Od lat ugryzienie przez wilkołaka postrzegane było jako powód stawania się wilkołakiem. Wścieklizna powodowała u człowieka szał, człowiek szaleje, a czasami nawet biega na czworakach. Widzimy związek wilkołactwa z wścieklizną.
Amerykański psychoanalityk, dr Nandor Fodor, sądzi, że likantropia jest "mechanizmem parapsychicznym", który można wykryć w snach, zwłaszcza przedstawiających transformację, gwałtowny przelew krwi i oczywiście wilki.
Dzisiejsze nauki jednak nie są w stanie wyjaśnić tego, że ranny wilkołak po zranieniu wracał do siedzib ludzkich i na oczach wszystkich przyjmował ludzką postać, a rana pozostawała na tym samym miejscu co u wilkołaka.
Czy zatem nie jest to tylko wyobraźnia "naćpanego" człowieka? A może bywały przypadki prawdziwych wilkołaków, które zmieszały się z przypadkami działania substancji halucynogennych?
Inkwizycję czas zacząć!