Staliśmy z kolegą i gadaliśmy na takim małym mostku nad potokiem. Dalej od domów zamieszkałych jest jeden opuszczony, stary, drewniany dom. Koło niego rośnie dużo drzew, krzaków itp. Stałem tyłem do tego domu podczas rozmowy, kiedy kolega mi mówi, że jakby z tego domu z krzaków wyszła jakaś postać, cała koloru grafitowego. Gdy podniósł głowę zniknęła. Jak ja się odwróciłem też nic nie widziałem. W ogóle zawsze w tym miejscu w krzakach coś jakby w nich się poruszało. Chodzimy po nich, ale nic nie ma ani zwierzęcia, ani istoty, a szelesty są - nie ważne, czy dzień czy noc. Zawsze, gdy tam jestem, mam odczucie bycia obserwowanym i nie tylko ja, bo kilka osób też mi o tym mówiło. Koleżanka raz mówiła, że coś dziwne odgłosy tam wydawało jak przechodziła, jednak uciekła.
Jak na razie tyle sytuacji jak coś więcej będzie to napisze
Jak na razie tyle sytuacji jak coś więcej będzie to napisze