05.03.2014, 19:44
Chcesz osiągać stany świadomego snu? Zastanawiasz się czy to możliwe i jak przyspieszyć cały proces? A może pragniesz zapamiętywać sny i je kontrolować? Wychodzić z ciała i stać się Podróżnikiem? Opowiem swoją historię i może Was oświece i przekonam. Do dzieła!
Cała historia zaczyna się na krótko przed osiągnięciem przeze mnie pełnoletności, fascynacją świata dorosłych, pragnieniem osiągnięcia sukcesu i na pewno rozważaniem sensu istnienia i szukaniem odpowiedzi na różne trudne pytania. Trafiłem na pewną osobę, która będąc w Indiach całkowicie zmieniła postrzeganie świata realnego poprzez poznanie kultury wschodu i Buddyzmu. Rozmowa bardzo mnie pochłonęła, co za tym idzie w wolnych chwilach zacząłem przybliżać sobie temat i postanowiłem zacząć medytować. Zaczęło się od kilku książek, filmów dokumentalnych a skończyło w Buddyjskim Ośrodku Medytacji Diamentowej Drogi. Zacząłem uczęszczać na zajęcia Anapany, która oczyszczała mój umysł, poprawiła koncentrację umysłu i kontroli myśli, oraz oddechu. Przez trzy miesiące byłem adeptem Anapany. W domu medytowałem przed snem i zacząłem zauważać, że zapamiętuje sny. Przybliżyłem temat i zauważyłem, że to nic innego jak przedsionek osiągania świadomego snu. Przeszedłem do kolejnych kroków.
Zawsze przed snem medytowałem około 30 minut. Kładłem koło łóżka kartkę papieru i długopis. Stosowałem autosugestię, czyli mantrowanie chęci osiągnięcia świadomego snu. Nastawiałem budzik na trzy godziny i po przebudzeniu zapisywałem sen i zasypiałem dalej czekając na następny budzik. Tak przez kilka dni. Pewnej nocy pojawił się sen zupełnie inny niż wszystkie inne. Był bardzo... realny. Czułem zapachy, smaki, dotyk... Spojrzałem w pewnym momencie na swoje ręce i uświadomiłem sobie, że śnię. To było szokujące a zarazem podniecające. Nie było żadnych granic. Sen sam w sobie był chaotyczny, niespójny, zmienny. Kiedy się obudziłem serce waliło mi jak młotem, byłem zlany potem i w pewnym sensie przerażony. Po ochłonięciu po prostu zauważyłem, że osiągnąłem LD czyt. świadomy sen. Potem poszło już trochę łatwiej. Coraz częściej doświadczałem świadomych snów i coraz bardziej mi się to podobało. Pracowałem w pewnym systemie, który nazywałem "KiO", który polega na tym, że mając świadomy sen patrzyłem w punkt na lewej ręce między palcem serdecznym i wskazującym powtarzając "Koncentracja i Ostrość", przez co sny były spójne, kontrolowane i uporządkowane. Postanowiłem pójść jeszcze dalej i zostać Podróżnikiem.
Pewnego razu zagłębiłem lekturę Roberta Monroe. Zdziwiło mnie, że da się iść dalej i podróżować w światach astralnych. Zacząłem próbować, bez skutku. Nie poddawałem się i wysiłki z czasem przyniosły efekty, ale łatwo to nie przyszło. Kupiłem pewnego razu w sklepie zielarskim Afrykański Korzeń Snu. Stosowałem ten "magiczny" specyfik, zauważając, że świadome sny są ostrzejsze, zapachy i smaki wyraźniejsze i sny dłuższe. W pewnym momencie zauważyłem, że tuż przed zaśnięciem moje ciało wibruje. Zignorowałem to i oddawałem się beztroskim snom świadomym. Niestety wibrowanie mnie zaniepokoiło, bezpodstawnie. Postanowiłem spróbować tej ówcześnie enigmatycznej eksterioryzacji, czyli wyjścia świadomości z ciała. Nie udawało się, zawsze cofałem się na Progu. Do czasu. Pewnej nocy zastosowałem coś innego niż zawsze, natomiast: zasypiając, poczułem wibrację, naciskając umysłem na granicę (punkt między oczami, przez buddystów nazywane trzecim okiem), i kolokwialnie mówiąc "wypluło mnie z ciała". Przeszdłem przez Próg. Byłem pod sufitem iii zaraz zaraz... I nadal w łóżku?! Uspokoiłem się i skoncentrowałem. Miałem przygotowany plan tego wyjścia, niestety spalił na panewce, ponieważ zauważyłem, że mój umysł jest szerszy, percepcja zmysłów ostrzejsza. Opuściłem się delikatnie na podłogę. Wyszedłem i znalazłem sie w... Nie da sie tego opisać słowami. Nie potrafię. Zacząłem Podróżować. Po kilku udanych wyjściach zauważyłem Istoty Astralne (byty z którymi da się porozumieć). Znały odpowiedzi na pytania, które im zadawałem.Były przyjaźnie nastawione, lecz dawkowały swoją wiedzą. Są też Istoty mniej przyjazne, których lepiej nie "zaczepiać". Wędrówka po Światach jest wyboista, nie możesz tam po prostu wejść i robić co tylko zapragniesz. Trzeba stąpać ostrożnie, nie przelewać Naczynia (naszego umysłu). Wędrując dowiedziałem się wielu rzeczy, reguł naszego świata, sensu istnienia i przedewszystkim zniknął strach przed śmiercią. Co dalej? Dalej były Wspólne Śnienia, o których napiszę w następnej historii!
Pozdrawiam i zachęcam do debaty!
Cała historia zaczyna się na krótko przed osiągnięciem przeze mnie pełnoletności, fascynacją świata dorosłych, pragnieniem osiągnięcia sukcesu i na pewno rozważaniem sensu istnienia i szukaniem odpowiedzi na różne trudne pytania. Trafiłem na pewną osobę, która będąc w Indiach całkowicie zmieniła postrzeganie świata realnego poprzez poznanie kultury wschodu i Buddyzmu. Rozmowa bardzo mnie pochłonęła, co za tym idzie w wolnych chwilach zacząłem przybliżać sobie temat i postanowiłem zacząć medytować. Zaczęło się od kilku książek, filmów dokumentalnych a skończyło w Buddyjskim Ośrodku Medytacji Diamentowej Drogi. Zacząłem uczęszczać na zajęcia Anapany, która oczyszczała mój umysł, poprawiła koncentrację umysłu i kontroli myśli, oraz oddechu. Przez trzy miesiące byłem adeptem Anapany. W domu medytowałem przed snem i zacząłem zauważać, że zapamiętuje sny. Przybliżyłem temat i zauważyłem, że to nic innego jak przedsionek osiągania świadomego snu. Przeszedłem do kolejnych kroków.
Zawsze przed snem medytowałem około 30 minut. Kładłem koło łóżka kartkę papieru i długopis. Stosowałem autosugestię, czyli mantrowanie chęci osiągnięcia świadomego snu. Nastawiałem budzik na trzy godziny i po przebudzeniu zapisywałem sen i zasypiałem dalej czekając na następny budzik. Tak przez kilka dni. Pewnej nocy pojawił się sen zupełnie inny niż wszystkie inne. Był bardzo... realny. Czułem zapachy, smaki, dotyk... Spojrzałem w pewnym momencie na swoje ręce i uświadomiłem sobie, że śnię. To było szokujące a zarazem podniecające. Nie było żadnych granic. Sen sam w sobie był chaotyczny, niespójny, zmienny. Kiedy się obudziłem serce waliło mi jak młotem, byłem zlany potem i w pewnym sensie przerażony. Po ochłonięciu po prostu zauważyłem, że osiągnąłem LD czyt. świadomy sen. Potem poszło już trochę łatwiej. Coraz częściej doświadczałem świadomych snów i coraz bardziej mi się to podobało. Pracowałem w pewnym systemie, który nazywałem "KiO", który polega na tym, że mając świadomy sen patrzyłem w punkt na lewej ręce między palcem serdecznym i wskazującym powtarzając "Koncentracja i Ostrość", przez co sny były spójne, kontrolowane i uporządkowane. Postanowiłem pójść jeszcze dalej i zostać Podróżnikiem.
Pewnego razu zagłębiłem lekturę Roberta Monroe. Zdziwiło mnie, że da się iść dalej i podróżować w światach astralnych. Zacząłem próbować, bez skutku. Nie poddawałem się i wysiłki z czasem przyniosły efekty, ale łatwo to nie przyszło. Kupiłem pewnego razu w sklepie zielarskim Afrykański Korzeń Snu. Stosowałem ten "magiczny" specyfik, zauważając, że świadome sny są ostrzejsze, zapachy i smaki wyraźniejsze i sny dłuższe. W pewnym momencie zauważyłem, że tuż przed zaśnięciem moje ciało wibruje. Zignorowałem to i oddawałem się beztroskim snom świadomym. Niestety wibrowanie mnie zaniepokoiło, bezpodstawnie. Postanowiłem spróbować tej ówcześnie enigmatycznej eksterioryzacji, czyli wyjścia świadomości z ciała. Nie udawało się, zawsze cofałem się na Progu. Do czasu. Pewnej nocy zastosowałem coś innego niż zawsze, natomiast: zasypiając, poczułem wibrację, naciskając umysłem na granicę (punkt między oczami, przez buddystów nazywane trzecim okiem), i kolokwialnie mówiąc "wypluło mnie z ciała". Przeszdłem przez Próg. Byłem pod sufitem iii zaraz zaraz... I nadal w łóżku?! Uspokoiłem się i skoncentrowałem. Miałem przygotowany plan tego wyjścia, niestety spalił na panewce, ponieważ zauważyłem, że mój umysł jest szerszy, percepcja zmysłów ostrzejsza. Opuściłem się delikatnie na podłogę. Wyszedłem i znalazłem sie w... Nie da sie tego opisać słowami. Nie potrafię. Zacząłem Podróżować. Po kilku udanych wyjściach zauważyłem Istoty Astralne (byty z którymi da się porozumieć). Znały odpowiedzi na pytania, które im zadawałem.Były przyjaźnie nastawione, lecz dawkowały swoją wiedzą. Są też Istoty mniej przyjazne, których lepiej nie "zaczepiać". Wędrówka po Światach jest wyboista, nie możesz tam po prostu wejść i robić co tylko zapragniesz. Trzeba stąpać ostrożnie, nie przelewać Naczynia (naszego umysłu). Wędrując dowiedziałem się wielu rzeczy, reguł naszego świata, sensu istnienia i przedewszystkim zniknął strach przed śmiercią. Co dalej? Dalej były Wspólne Śnienia, o których napiszę w następnej historii!
Pozdrawiam i zachęcam do debaty!